piątek, 9 listopada 2012

"Rzeczywistość ma skrzywienie lewicowe".

332 do 206. Nie da się zaprzeczyć, że daleko mi do Nate'a Silvera, blogera "New York Timesa", który bezbłędnie przewidział wynik wyborów. Wygląda na to, że i ja częściowo uwierzyłem  w alternatywną rzeczywistość, którą karmili nas sztab Romneya i Fox News (co czasami na jedno wychodziło). Według tej wizji, wybory miały być w najgorszym wypadku niezwykle wyrównane, Romney miał mieć szansę na wygraną nie tylko w swing states, ale nawet w kilku stanach tradycyjnie "niebieskich", a niektórzy prognozowali nawet miażdżące zwycięstwo Republikanów. Choć wizja ta wydawała mi się nazbyt optymistyczna, to nie sądziłem jednak, że zwycięstwo Obamy - nie tylko w kolegium elektorskim, ale i w głosowaniu powszechnym - będzie aż tak zdecydowane. 


Kiedy wspomniany Silver, (który samodzielnie ogarnia wszystkie sondaże, statystyki, wskaźniki ekonomiczne etc.), parę dni przed wyborami obliczył dokładnie taki wynik, spadły na niego gromy ze strony Republikanów, zarzucających mu stronniczość, bycie "ideologiem", który prezentuje klasyczne myślenie życzeniowe, a na dokładkę "zniewieściałość", gdyż w prawicowym świecie najwidoczniej tylko "prawdziwy", "męski" samiec potrafi właściwie analizować dane statystyczne.

Rzeczywistość okazała się być, jak widać, zupełnie inna, ale zamknięci w swojej "bańce" medialnej, paranoicznie wierzący wyłącznie Fox News Republikanie, konsekwetnie ją ignorowali. Ich postawę najlepiej ująć słowami klasyka, Stephena Colberta: "Nie wierzę w rzeczywistość. Doskonale wiadomo, że rzeczywistość  ma skrzywienie lewicowe"

Fox News oferowało (i zapewne dalej będzie oferować) zatem zgoła inną wizję Ameryki, w której wszyscy nienawidzą socjalistycznego, pragnącego zniszczyć USA, tyrana: Baracka Husseina Obamy. Jego klęska miała być czymś nieuchronnym, jedynym możliwym rozwiązaniem. Ostatecznie, dziennikarze tej stacji sami uwierzyli we własną propagandę i kiedy okazało się, że Obama wygrał, zupełnie stracili rezon i zaczęli przechodzenie - jak to ktoś ładnie zauważył - czterech z pięciu stadiów żałoby: zaprzeczenia, gniewu, targowania się i depresji. Karl Rove nie chciał przyznać, że Romney stracił Ohio (a tym samym wybory), Donald Trump wzywał na twitterze do rewolucji i marszu na Waszyngton, a Sean Hannity obraził się na Amerykanów, mówiąc, że "zasługują na to, co sobie wybrali". 


Pal sześć, że wizji tej ulegli widzowe Fox News - gorzej (dla nich samych), że we własną propagandę uwierzyli politycy Partii Republikańskiej. Czas pokaże - i to już niedługo - jak poradzą sobie ze stadium ostatnim, tzn. akceptacją. Nieszczęsna rzeczywistość wygląda bowiem dla prawicy o wiele gorzej, niż na pierwszy rzut oka wskazwałaby to niewielka różnica między Obamą i Romneyem w głosowaniu powszechnym.

Romney przegrał wszędzie, gdzie tylko mógł (z wyjatkiem Karoliny Północnej). Przegrał  w Ohio i na Florydzie, i to mimo podejmowanych przez Republikanów prób ograniczenia głosu mniejszościom w obu tych stanach. Dramatycznie przegrał wśród Latynosów (o 40%), przegrał wśród wszystkich mniejszości, wśród kobiet i wśród młodych. Zwyciężył tylko wśród starszych ludzi i białych mężczyzn, których procent w amerykańskim społeczeństwie - zgodnie z wszelkimi demograficznymi prognozami - będzie tylko malał. 


Z taką "bazą" Republikanie będa przegrywać kolejne wybory i GOP musi coś ze sobą zrobić, biorąc lekcję z Kubusia Puchatka: im bardziej będą zaglądać do środka, tym bardziej nic tam nie znajdą. Muszą znowu stać się partią ogólnokrajową (na Wschodnim Wybrzeżu prawie nie ma już Republikanów), "otworzyć się" na kobiety i mniejszości, a nade wszystko podrzucić quasi-religijny radykalizm Tea Party. Ta ostatnia, oczywiście, nie odpuści jednak tak łatwo i już dokonała ataku uprzedzającego w nieuchronnej wojnie domowej GOP. Winą za klęskę obarczyła - oczywiście - zbyt umiarkowanych Republikanów, na czele z Romneyem.

Negowanie rzeczywistości - w której Amerykanie odrzucają  facetów bredzących o gwałtach i innych kandydatów Tea Party, za to wybierają lesbijki, gejów i orkijskie zabójczyniepopierają małżeństwa homoseksualne, a do tego chcą legalizacji marihuany - trwa nadal, ale już niebawem przekonamy się czy zimny prysznic poskutkował.  

A co z przegranym kandydatem? Nie żałujmy Mitta Romneya, bo...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz