niedziela, 17 marca 2013

Konferencja dobrego samopoczucia

W Maryland trwa właśnie CPAC, Conservative Political Action Conference, doroczne zebranie konserwatystów, czyli de facto Republikanów i ich sympatyków. Ci jednak, którzy po wynikach ubiegłorocznych wyborów liczyli na zwrot, otwarcie na grupy z którymi dotychczas było GOP nie po drodze, a przynajmniej jakąś autorefleksję Republikanów, mogą się czuć rozczarowani. 



Chris Christie, republikański gubernator New Jersey, który nie tylko odnosi sukcesy w demokratycznym stanie, nie został nawet zaproszony. Powód? Dogaduje się jakoś z administracją Obamy, zamiast negować wszystko jak leci, ośmielił się też skrytykować liderów swojej partii w Kongresie. Nic to, że jak na razie we wszystkich sondażach, to właśnie Christie jest faworytem do republikańskiej nominacji w wyborach A.D. 2016. 

Rob Portman, senator z Ohio i niedoszły kandydat na wiceprezydenta u boku Romneya, cenuiony ekspert od spraw budżetowych, też nie dostał zaproszenia. Powód? Poparł ostatnio małżeństwa gejowskie - podobnie jak inni niezaproszeni, a ważni Republikanie: były gubernator Utah, Jon Huntsman, czy była szefowa Hewlett-Packarda, Meg Whitman, która ubiegała się o fotel gubernatora Kalifornii. GOProud, organizacja gejów-republikanów, też nie dostała prawa wstępu na teren konferencji. Nic to, że małzeństwa homoseksualne popiera około 65% młodych Amerykanów.


Zamiast tego, słuchacze mogli wysłuchać Wayne'a LaPierre'a, balansującego na granicy szaleństwa szefa NRA, który wściekał się na rządowe propozycje jakichkolwiek obostrzeń w dostępie do broni - popierane, a jakże, przez większość Amerykanów. Ann Coulter, komentatorka, która miałkość argumentów przykrywa zjadliwymi, a czasami chamskimi komentarzami, wściekała się na plany reformy imigracyjnej (zainicjowanej przez Republikanów, dodajmy), gdyż jeśli do niej dojdzie, "całe Stany zaczną przypominać Kalifornię i Republikanie nigdy nie wygrają już żadnych wyborów".  

Mistrzyni ciętej riposty, Sarah Palin, rzucała złośliwościami pod adresem prezydenta i burmistrza Nowego Jorku, a także przestrzegała przed jakimikolwiek odstępstwami od konserwatywnej ortodoksji. W końcu oświadczyła, że nie ma czegoś takiego, jak "sprawy kobiet" czy "sprawy mniejszości", bo "wszyscy jesteśmy Amerykanami". Jej przemówienie wywoływało wybuchy entuzjazmu, co i raz to przerywane brawami. Ci, którzy jak Jeb Bush, mówili o konieczności zmian, otrzymywali jedynie grzecznościowe oklaski. 

Czy kogoś jeszcze dziwi to, że ci sami Amerykanie o których mówiła Palin coraz mniej chętnie głosują na Partię Republikańską? Może dzieje się tak właśnie dlatego, że GOP woli udawać sama przed sobą, że problemy tych czy innych mniejszości albo nie są istotne, albo w ogóle nie istnieją? Na jakiś czas taka strategia wystarczy - przynajmniej nie będzie psuła dobrego samopoczucia - ale za jakiś czas, nawet bez reformy imigracyjnej, spełni się koszmar Ann Coulter. A wtedy Republikanom (jeśli w ogóle jeszcze jacyś się ostaną) nie będzie już tak wesoło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz